![]() | Dzisiaj | 60 |
![]() | Wczoraj | 146 |
![]() | Ten tydzień | 794 |
![]() | Ten miesiąc | 3395 |
Michał Rot |
![]() |
![]() |
![]() |
Kryształowe kości
Stare pudełko w kącie, na strychu kurzem okryte samotnie stoi. Odchodzi w niemą niepamięć w wieku czarnej niedoli.
Czas opuszkiem swego złowieszczego palca już po jego wieczku przeciągnął, mahoniową czekoladę drewna w wyblakłe płótno zmienił.
Srebrne zawiasy przy otwarciu rozdzierający pisk wydają, a w oczy blade światło lodowego turkusu się dostaje.
Na dnie, okryte szmaragdowym aksamitem kryształowe kości leżą. Niegdyś, efemerycznym dymem oplecione, z daleka cudowną doskonałością nęciły. Dziś już niestety swoją perfekcje zatraciły.
Przypatrz się pudełku i kościom, pomyśl przez chwilę... Czy w pogoni za ideałem, gdzieś po drodze czegoś nie straciłeś?
Poza naszym czasem
Każda sekunda i minuta, godzina, dzień, tydzień, miesiąc i rok, poza naszym czasem będzie szmaragdem.
Powstanie zieleń piękna, doskonała... wyniosła, okryje swoim całunem smutek czyhający na horyzoncie.
I jeśli wszystko pójdzie dobrze, zostanie już ze mną, na zawsze.
Twój koniec (oh, desperacjo!)
Chodź, tu do mnie. Błagam, pojaw się. Proszę, przyjdź. Będę skomlał jak pies. Ukorzę się przed Tobą. Wyrzucę ręce ku pustym niebiosom... a gdy już się zjawisz, wpakuję Ci kulkę w łeb.
Obłudna przyjemność zaleje moje ciało niczym smak najznamienitszej ambrozji malinową salę, śnieżnobiałych kolumn.
Stanę nad Tobą i strzelę ponownie, wyciągnę srebrne ostrze i przetnę kilkukrotnie, wezmę siekierę i odrąbię parę kończyn, rozpłatam brzuch i wyrzucę narządy...
Zdmuchnę przygasający płomyk Twojej nadziei by po chwili rozpalić go na nowo. Podleję resztki złotej czerwieni, chemiczną benzyną. Lecz to będzie Twój koniec.
Paliwo wypali się, a Ty staniesz się trupem. Zgnijesz, a ciało zbezczeszczą larwy. Tyle możesz dostać w zamian za szmaragdową Nadzieję, Matkę Głupich. Efemeryczna chwila
Perłowe światło księżyca wraz z diamentowymi gwiazdami spoglądającymi na Ziemię z wysokości czystego, granatowego firmamentu oświetla okazałą, drewnianą, skrytą pod powłoką drobnych, finezyjnie wykonanych przez szaroniebieski mróz, puszyście białych kryształków lodu, chatę. Na powierzchni szklanych okien, błyszczą się perfekcyjnie ułożone w abstrakcyjny obraz, igiełki szronu. We wnętrzu, skrytego w gęstym, sosnowym lesie domu wesołe języki, koralowo-złocistego ognia, leniwie, lecz z uporem, pełzną po grubych gałęziach, dotkniętego przez nieubłagany ząb czasu, dębu, zarażając go swoim ciepłem i zostawiając matowoczarny ślad na powierzchni popękanej kory. Brązowoszary kominek, zbudowany z bliżej nieokreślonego kruszcu, paradoksalnie tętni życiem. W ogrzanym powietrzu, unosi się delikatny zapach cynamonu, splecionego z lekko kwaśną nutą skórki pomarańczy oraz dźwięcznym aromatem pieczonych jabłek. Cicha, spokojna melodia wdzięcznie roznosi się po pomieszczeniu, dopełniając magiczną atmosferę Zimy.
|